Zygmunt Jan Rumel
Zygmunt Jan Rumel

CZACHOWSKI

I
W ciemnoborze chruściane maliny,
W ciemnoborze korale, jagody,
Pachną szyszki, żywiczne świerczyny –
Topielami pną się dziwowody.
Za chruścianą malina, topielą
Biegnie bagnem z dębowych kłód kładka,
Którą omchy zielone w dzień zielą,
Czujną ręką ścielone z ukradła…
W ciemnoborze chruściane maliny
Świt czerwieni i pachną świerczyny…

Kuje dzięcioł od świtu po korze,
Rudokite pląsają wiewiórki –
W ciemnym borze, borze, ciemnoborze
Odkukują dzięciołom kukułki.
Odkukały, postrącały rosę,
Odkukały przez topiel w polanę –
Zza topieli odgwizdał kos głosem,
Kos odgwizdał w malinową ścianę…
Kuje dzięcioł od świtu po korze
W ciemnym borze, borze, ciemnoborze…

II
Z ciemnoborza powstańczym zagonem –
Uzbrojonym w gwintowane flinty,
Pod ogniste języki czerwone,
Co hukają w tercety i kwinty,
Z kartaczownic i jeszcze puchaczy,
Garść nieledwie atakiem szalonym,
Krwawe ślady na ugorze znaczy
I dobywa moskiewskie działony,
W pień wycina oddziały piechotne,
Gromi sztyki i roty stokrotne,

Potem znowu w ciemnybór zapada,
Sobie tylko wiadomym ścież tropem,
Niby wilcza wychudła gromada,
Co się chaszczem osłania jak snopem,
W bór zapada i wieść o niej ginie…
Zanim znowu nie wyjdzie na łowy,
Wilczym głodem do skoku się zwinie,
Z flint hukając przez wraże dąbrowy…
Przez ciemnybór w ostępy i chaszcze
Swoje hasła hukaniem zaklaszcze…

(lipiec 1942)

Zygmunt Jan Rumel

OBRAZKI JESIENNE

Nad jesiennymi ulicami –
W mroku jesiennym rozwieszone –
Trupy się chwieją - nad trupami
Wiatr z drzew ogarnia liście złote…

Nad jesiennymi ulicami –
W mroku jesiennym rozwieszone –
Trupy wiązane powrozami –
Na wietrze chwieją się rzędami…
Wiatr je ogarnia w liście złote –
Ponurym śmierci kołowrotem.
W macki potworne rozpoczwarnia –
I w liście – w liście je ogarnia…
Nad jesiennymi ulicami…

Mrokiem pełzają potwornice,
Plugawopełgłe ośmiornice –
Pająkorękie i stonogie –
Gadziorobacze – wielomnogie.
U oczu gardeł się zwieszają –
I ssą – zsysają – wysysają –
I polipami rozrastają…

Nad jesiennymi ulicami –
Mrokiem jesiennym rozwieszone –
Trupy się chwieją – nad trupami
Wiatr z drzew ogarnia liście złote…

(pażdziernik 1942)

Zygmunt Jan Rumel

Z POEMATU „ROK 1863”

Historio – kolędnico przeznaczenia pieśni –
Która Naród prowadzisz przez losu wierzeje
I smagasz jako kaci – złowrogo – złowieśni -
Strugą wichru – co żywych – kość i popiół wieje.
Dziś bicz twój smagający nad nami jest z tobą –
I jak ból naszych kości – cierpieniem nas smaga –
Ty stając na kurhanach pierś otwierasz grobom
I sądzisz jako prawda – karząca i naga.
Uczynków naszych wagę na szale układasz –
Ja – twoją obojętność poznaje – ty badasz

Na ile krąg obręczy oplata rąk koło
Obracając jak kamień mielący u młyna.
Co wymiela z dusz ziarno – w plewę kruszy zioło
Ruchem co stara gniecie a nowe poczyna.
Na ile pod gniotącym kamienia obrotem
Ułomi się duch ludzki – skorupa zwietrzeje –
A ile zmięknie głaz ów – roszon ciągu potem –
I jaką szczerby długość wsiąkała krew wyżreje.
Ty badasz obojętna – milcząca – wyniosła
Z uśmiechem sfinksa w twarzy – przeznaczenie posła.

Dziś wicher twój nad nami przemiata istnienia
I mieczem płomienistym niby anioł sięga –
Ryjąc bytu tworzywo do spodów korzenia –
Z którego Naród rośnie – Naród żywa księga.
W jej białe czyste karty – pokoleń łańcucha
Czynów ludzkich codzienność wmuruje ogniwa –
I nadzieli im miarę woli – z wolnych ducha
I formę – którą jeno wolny duch dobywa.

Wieki miną nad nami – przyjdą nowi ludzie
Na swoją miarę mali – na swoją ogromni –
I rozorzą mogiły i kość wydrą grudzie
I albo ślad zmiotą – albo czcią pokłoni
Odmierzą sławie dumnej w marmurze pomniki –
Które ludzkość zadziwią. Przyjdą wichry nowe
Nowych dziejów zarania moce – Kolędniki –
A wonczas w owym szyku – ten tylko zostanie
Który mimo koleje – doskonali t r w a n i e.

 

(marzec 1942)

Zygmunt Jan Rumel

POGRZEB PIĘCIU POLEGŁYCH

I
Biją dzwony we spiże –
Na kościelnych wieżycach.
Łamią dźwięki o wyże –
Tłum faluje w ulicach.

Toczy trumny olbrzymie –
A milczące i czarne.
Ramionami je trzyma –
I ku górze je garnie.

To je zniży ku ziemi –
Tyka drzewem do bruku –
Do milczących kamieni –
To je dźwignie w pomruku.

Nad głowami zatoczy –
Aby niebo wejrzało –
Jeśli boże ma oczy –
Aby – aby widziało.

Płyną trumny jak baszty –
Jak płonących wież głownie –
Ramion dźwigają je maszty –
Niby pomsty pochodnie.

Niby dzwony wieczności
W swojej śmierci tak dumne –
Jaśniejące jak kości –
Liczbą swą pięciotrumne.

Płyną – płyną jak wieże –
Pięciostrzelne – ogromne –
Zawrzeć z pomstą przymierze
Przysięgami niezłomne.

Płyną – płyną jak góry
Co się zbyły swych posad –
Przez ulice i mury –
Pną się – gniotą niebiosa.

Płyną – płyną – jak dzieje
Spętanego N a r o d u –

W swe cmentarne wierzeje –
Wiodą czoło pochodu.

II
Bramo – bramo cmentarna –
Na popielenie mogiły –
Popękana i czarna
Masz ty w sobie te siły?

Aby przyjąć te trumny
Na wieczyste spocznienie –
Czy masz taki dół dumny?
Czyli masz taką ziemię?

Bramo – bramo cmentarna –
Czy ogarniesz je sobą –
Czy będziesz tak mocarna
Że nie wydrą się grobom?

I uderzą w niebiosa
Jak o mury Jerycha –
Niby dzwon wielogłosy
Który skarga kołysze.

Bramo – bramo cmentarna
Pogrobnego żalniku
Czyli takie masz żarna
Dla tych dzwonów – pomników?

Co wymielą proch z kości
I posypią na urny –
Niby ziarna wieczności
Na ich byt pięciowtórny.

Bramo – bramo cmentarna
Czy masz takie wierzeje –
Jak wrotnica ofiarna –
Co pomieszczą te dzieje?

Spętanego N a r o d u –
Który skargi tak grzebie?

Niewolniczego snu – głodu –
Czy pomieścisz je w sobie!?

(marzec 1942)

Zygmunt Jan Rumel

MÓJ DOM

Taki mój dom —
ciosany bierwiona mozajką -
gdzie strop nad izbą ścian ramiona gną.

Taki mój dom -
moszczony prostoty gędźbą -
gdzie runorośle pod strzechą się pną -
a pajęczyna belki mota przędzą.

Taki mój dom -
duch prosty mieszkał będzie -
co gościom świata rad - jednego krom
który przychodzi wszędzie - - -     

Marzec 1942 r