Zygmunt Jan Rumel

Zygmunt Jan Rumel

I
Ojczyzno słów błękitnych – pamięci dolino –
Rumiana korą brzezin runego podgórza –
Łabędzie srebrne myśli co czasem płyną,
Łupkami zwitków wspomnień – opowieść wynurzą…
Spływa zapach czeremchy rosnącej za murem,
Lat młodych niespokojnych beztroskich, wesołych
I ganeczkiem drewnianym przypiętym pod górą-
Postacie oczom znane ku źrenicy woła…

Spływa luna świetlista świdrująca strychy-
Róż sennego zapachu szukając rozarium-
Kolumny białej sali rozjaśnia przepychem
I kościołem poklęka przed wyrzeźbioną Marią,
Którą pleśni zabrano by bzami okwitła
I rzeźbiła się życiem trwającym na nowo!
Spływa hejnał z nad wieży i dzień gra modlitwą-
Rozkruszając o góry słońca purpurowość!

A miasto rozłamane jak owoc jesienią,
Każe karty wypełniać pobłąkanym cieniom…

II
Witaj więc cieniu wspomnień – jaśniejącą dłonią,
Snujący flet miesiąca po świetlistej grani!
Witaj dolino kraśna brzóz co smutek gonią,
Zanim słońce utoczy brzask różanopiany!
Witaj – po chybotliwych wrażeń płynąc chwili
Na płótno co odbicia pastelem powleka,
By malarz który barwą natchnienia swe pyli-
Smugę kształtu odnalazł za cieniem co czeka!
Witaj dolino runa – co swe drumle
Czereśniowe wpijają w miód bartnym pasiekom-
Gałęzi czeremchowych wonią płynąc ku mnie…
Witaj - o gór ramiona opleciona rzeko,
Błękitno-płynna giętka miedzianko piaskowa-
Po tyle kroć wołana poetów imiony –
Smużąca oddal mleczną koliskiem kołowań,
Co mgłami posrebrzają tatarak strzyżony…

Witaj – oddechu drżenia przybliżona jawo,
Pierwszej wiosny uczucia o krasnych jagodach-
Oplatając serce przędzą złotordzawą
Smutku który cierpienie – ból i gorycz podał…
A dzisiaj niesie wspomnień wieczór przeźroczysty,
Przyprószony popiołem gwiazd w wędrownym koczu-
By sen co był bolesny – zmienić w uroczysty
I ustronia kryjome wydobyć z dna oczu…

III
Witaj i Ty – najskrytsza zapoznana jaśni,
Glinę ducha lepiąca nowym kształtu ciosem –
Sowiooka mistrzyni cnót, która mrok gasi,
Spinając lot młodości z wielkim globu losem!
O, ilekroć pochylasz swoja twarz nade mną
I obnażasz dno duszy źrenicą mądrości –
Widzę strumień płynący nad potopów ciemną –
Od źródeł białowodej krynicy wielkości!
I wiem, że nie przemija czasu wieczne piękno,
Zaklęte w formy duszy jakie stwarza człowiek-
Przecz sny które się burzy pierwszej nie ulękną,
Ale, skrzepną jak ptaki w piór skrzydlatej mowie!
O! Pani sowiooka – kreśląca śród godzin-
Niadociecznych pozorów mej jawy granice!
W łupince orzechowej myśl wioząca łodzi,
Ku drodze którą idą wieszczący pątnicy-
Spraw! By prawdy leżące w odłogu pamięci,
Nie były jako wiatrem szeleszczące kłosy,
Lecz jak łan który ziaren w złoto ziaren chrzęści-
W spichlerz bytu zasypując korzec mego losu!

 

(sierpień 1941)